Co prawda zakończyłyśmy współpracę ponad pół roku temu i wtedy zobowiązałam się, że napiszę kilka słów o naszej przygodzie ze spaniem, ale nigdy nie mogłam znaleźć na to czasu. Myślałam sobie: „Dziś to już nie będę tego pisać bo przecież to bardzo długa historia”. Zmotywowała mnie postawa moich koleżanek i innych mam, które nie śpią a chciałyby, ale obawiają się. Czego? Tego samego czego ja się bałam. Tego, że dziecko i tak nie nauczy się przesypiać nocy bo przecież próbowałam różnymi sposobami i nie udało się. Tego, że przyczyną „stu” pobudek w nocy jest ogromne przywiązanie do matki i wrażliwość malucha, na co nic, poza mamą a najlepiej mamą z piersią pełną mleka, nie pomoże. Tego, że Dobranocka będzie kazała mi robić Bóg wie co a ja godzić się na wszystko nie będę. Postaram się napisać tak, żeby przekonać te mamy, które nie mogą się zdecydować na samodzielne zasypianie dziecka, że przespanie nocy to nie jest kwestia tego czy im to przeszkadza, czy są w stanie to znosić, ale kwestia zdrowia dziecka bo sen jest niezbędny do życia. Nie wiem czy to prawda, ale podobno wybudzanie w nocy śpiącego było/jest na chińskiej liście tortur.

A oto nasza historia:

Jestem mamą śpiącego CAŁĄ noc Półtoraroczniaka. Takie szczęście trwa od pół roku i czterech dni, czyli od kiedy zaczęliśmy współpracę z Panią Dobranocką. Do dziś nie mogę pojąć dlaczego nie trafiłam na jej stronę internetową wcześniej. Pomocy w sieci szukałam od kiedy syn skończył 5 miesięcy. Budził się wtedy kilka razy w nocy na jedzenie, czasem na dwugodzinna zabawę a drzemki były możliwe tylko i wyłącznie w jadącym na zewnątrz wózku, ale w cichej okolicy bez szczekających psów. Czasem te drzemki trwały 2,5 godziny a czasem 10 minut. Wtedy pchając wózek brzuchem niosłam na rękach wrzeszczącego syna bo kiedy był w wózku płakał jeszcze głośniej. Początkowo tłumaczyłam sobie problemy ze spaniem rosnącymi zębami więc smarowałam dziąsełka coraz droższymi maściami. Potem winę zwaliłam na skoki rozwojowe dzięki czemu udawało mi się przetrwać kolejny tydzień w nadziei, że za kilka dni minie. Kolejnym krokiem było czytanie poradników o śnie dziecka i stosowanie się do każdej rady babć i cioć bo a nóż zadziała. Stałe pory snu, wieczorem tylko spokojne zabawy przy zmniejszonym oświetleniu, karmienie na noc kaszką na mleku dla pewności, że brzuszek pełny, wietrzenie pokoju, nowy pajac do snu bo stary jakiś mało elastyczny i pewnie niewygodny itd. Po każdej kolejnej nocy miałam nową hipotezę a sytuacja pogarszała się. Czułam, że oszaleję albo porzucę dziecko. Kiedy syn miał 9 miesięcy budził się ok. 8 razy w ciągu nocy, nie zasypiał przy piersi, nosiłam, bujałam, mruczałam, żeby tylko zasnął. Wiadomo było, że nie prześpi nawet 2 godzin. Poskarżyłam się naszej pediatrze, która zaleciła jakieś czopki homeopatyczne i dała skierowanie do neurologa. Czopki nie pomogły, neurolog zrobił EEG, USG głowy i wysłał na badanie do psychologa po czym orzekł, że dziecko zdrowe więc nie może mi pomóc i zaleca uzbroić się w cierpliwość. Popłakałam się. Nie miałam już kompletnie sił ani pomysłu co jeszcze mogę zrobić. Na myśl o zbliżającej się nocy było mi słabo a każdej nocy nie mogłam doczekać się ranka.

Około 10 miesiąca syna trafiłam na jakieś forum, na który był post podpisany: Agnieszka Piotrowska, trener snu dziecięcego. Po nitce do kłębka trafiłam na stronę Twoja Dobranocka. Kolejna nadzieja. Zadzwoniłam, okazało się, że od przespania nocy dzieli mnie jeszcze parę dni bo najpierw muszę wypełnić kwestionariusz, potem go omówić, przygotować plan działania i dopiero możemy zaczynać. Byłam zmotywowana bo jak nie Ona to moje dziecko zostanie półsierotą bo ja się go zrzeknę a w najlepszym wypadku przeprowadzę na noc do kuchni. Ustalony plan działania wydawał się trudny, precyzował każdy szczegół, ale dzięki rozmowie telefonicznej, tuż przed historycznym dla naszej rodziny, czerwcowym poniedziałkiem czułam się przygotowana na każdą ewentualność i wiedziałam co będę robić. Poza tym zaufałam w 100%, bo jak nie Ona to kto mi pomoże.

No i uwaga, teraz czas na najważniejsze. W ten wyjątkowy poniedziałek syn zasnął sam w łóżeczku. Przez całą noc mieliśmy tylko dwie pobudki na jedzenie po których syn po prostu zasypiał. Drzemki odbyły się w łóżeczku dzięki czemu mogłam w tym czasie ugotować obiad i powiesić pranie zamiast pchać wózek po okolicy omijając podwórka z psami i ruchliwe ulice. Pamiętam, że napisałam do Pani Agnieszki: „jak tak ma wyglądać nauka zasypiania, to dla mnie to bułka z masłem”. Po kilku dniach syn całkowicie przestał się budzić w nocy. Tzn. budził się czasem, siadał w łóżeczku albo wstawał, rozglądał się po czym kładł się i spał dalej. Ostatecznie, po dwóch tygodniach nauki zasypiania, czułam, że zaczęłam inne życie i naprawdę było to inne życie. Nie tylko dla mnie i męża ale również dla syna. Wraz z przespanymi nocami nastała era bez marudzenia. Do tej pory syn był całodobowym maruderem-płaczkiem i niejadkiem i pogodziłam się z tym, że taki po prostu jest. Dziś wiem, że to był efekt permanentnego zmęczenia bo ani noc, ani drzemki nie dawały mu regeneracji i pewnie dlatego z każdego snu budził się z płaczem. Dziś syn budzi się wyspany i bawi się przytulanką w swoim łóżeczku a jak się znudzi to nawołuje, ale nie płaczem. Przez te pół roku mieliśmy kilka kryzysów: po kilku dniach wysokich gorączek, w czasie wychodzenia „czwórek”, czy na wakacyjnym wyjeździe. Zawsze wraz z powrotem zdrowia sen również wraca do normy bo syn w nocy woli łóżeczko od moich rąk. A jak za długo go przytulam przed snem to odpycha się ode mnie i wyciąga rączki w stronę łóżeczka. Bajka!

Może nie każdemu się spodoba to, co zaraz napiszę, ale takie jest teraz moje spojrzenie na sen dziecka. Kiedy koleżanki-mamy z nieśpiącymi dziećmi skarżą się na swój los jednocześnie mówiąc, że wytrzymają, bo to może zaraz minie to pytam je: „A czy Twoje dziecko to wytrzyma? Ono jest ciągle niewyspane i nie dlatego, że ma tak lubi, tylko dlatego, że Ty nie chcesz nauczyć go spać. ” Dla mnie to jest jak nie zrobienie inhalacji dziecku przy zapaleniu oskrzeli bo się wyrywa i złości. Czy dla którejś mamy byłby to powód do zaniechania leczenia? Nie sądzę, bo samo się nie wyleczy a jedynie może pogorszyć. A czy jeśli dziecko po urodzeniu nie potrafi efektywnie ssać to zaniechamy karmienia? Nigdy w życiu! Uczymy go do skutku bo bez jedzenia nie da się żyć. Tak samo jest ze snem, to jedna z najważniejszych potrzeb człowieka a zwłaszcza dziecka. Widząc jak moje dziecko zmieniło się dzięki temu, że zaczęło się wysypiać, nie wyobrażam sobie jak można nie zadbać o dobry, regeneracyjny sen dla niego.

Mam nadzieję, że wokół będzie coraz więcej dzieci i rodziców, którzy są wyspani a dzięki temu zdrowsi i szczęśliwsi.

A ja jeszcze raz dziękuję Pani Agnieszce za sen całej naszej Trójki.


Możliwość komentowania została wyłączona.

Koszyk0
Brak produktów w koszyku!
Kontynuuj zakupy
0