Nasza historia jest bardzo podobna do innych, opisanych tutaj. Choć z początku wydawało się, że to tylko my mamy taki przypadek.

Ale od początku. Nasz synek, Wojtuś, to kochane słoneczko, jest radosny, ciekawy świata i ludzi, wszystko go interesuje, a najbardziej to czego nie wolno ;) Bardzo lubi gdy jest dużo osób wokół. Ale od samego początku były problemy z jego spaniem. Pierwsze dwa miesiące spał z nami w łóżku. Wybudzał się średnio co dwie godziny na jedzenie. Dostawał „cyca” i spał dalej. Potem z powodzeniem przenieśliśmy go do jego łóżeczka. Choć z odłożeniem był spory problem, bo przy piersi spędzał ze 2-3 godz. zanim „lądował” w łóżeczku, to i tak był najlepszy okres, między 2 a 5 miesiącem, budził się co 3-3,5 godziny. W ciągu nocy budził się czasem tylko dwa razy, chyba, że miał atak kolki, bądź dręczyło go ząbkowanie. Zwykle jednak dostawał pierś i spał dalej, choć jedzenie trwało czasem nawet 30-40 min. Czasem narzekałam, że siedzenie z nim tyle czasu jest uciążliwe, ale nie spodziewałam się, że czeka nas coś gorszego.

Potem było już tylko gorzej. Częstotliwość wybudzania się zwiększała, ilość snu w jednym ciągu malała, czas, jaki trzeba było poświęcić na powtórne odłożenie Małego do łóżeczka, rósł. Było tak, że ok. 20.00-20.10 był usypiany, oczywiście na rękach. Choć widać było u niego duże zmęczenie i zaczynały się zamykać mu oczy, to jakby walczył ze snem. I ta walka trwała potem już całą noc, jakby się bał spać. Zazwyczaj o 20.30 zasypiał. Budził się co 1-1,5 godz. lub częściej. Do 24.00 zazwyczaj jeszcze ze dwa razy się wybudzał, ale tu wystarczyła najczęściej sama pierś i po 15 min można go było odłożyć. Później zaczynały się schody. Mały przebudzał się bardzo nieregularnie, ciężko go było z powrotem odłożyć po uśnięciu. A gdy się przebudzał od razu wstawał na równe nogi. Zdarzało się że ok. 4.00 wybudzał się całkiem i zaczynało się na nowo usypianie, które trwało 1,5-2 godz. Po 24.00 nie wystarczała już sama pierś, trzeba było go lulać, bujać, a jak nie to znów pierś i tak do rana.

Gdy pojechaliśmy raz na tydzień do rodziców na Mazury, a było to kiedy Wojtuś miał 8,5 miesiąca, mama powiedziała, że tak być nie może, że go bujam, bo niedługo nie dam rady, lepiej żebym usypiała go leżąc. Wtedy się tak przestawił, że w pewnym momencie w nocy, nie dało się go odłożyć do łóżeczka i lądował w naszym łóżku. Najpierw na kilka godzin w trakcie nocy, a nad ranem wracał do siebie, później do końca spał z nami. Po powrocie trwało to jeszcze jakiś czas. Ale ani ja, ani on, nie wysypialiśmy się. Kiedy zaczynał się wiercić tylko pierś go uspokajała. Wolałam wrócić do tego, że siedzę, karmię go i odkładam do jego łóżeczka. Z tymże sama pierś przestała w pewnym momencie wystarczać.

Byliśmy zmęczeni, sfrustrowani, nie cieszył nas wspólny czas, nie cieszył nas czas z Wojtusiem. Często kłóciliśmy się o byle co, obwinialiśmy się, choćby w myślach. Powtarzaliśmy sobie, że gdyby był jeszcze jeden pokój na pewno byłoby inaczej, spał by lepiej, telewizor by go nie rozpraszał. Nikt nie potrafił nam doradzić, koleżanki wyszukiwały sposobów, żeby mi pomóc. Próbowaliśmy wszystkiego. Raz kołderka, raz kocyk, raz z krótkim rękawem, raz z długim, różne kaszki, przed kąpielą, po kąpieli, kombinacje przeróżne, łącznie z przestawianiem łóżeczka i tak nic to nie dawało.

Aż w końcu koleżanka podesłała mi link do strony internetowej. Przeczytałam opinie i od razu wymarzyłam sobie dzień, w którym ja też będę mogła opisać jak nam pomogła DobraNocka. A było to dokładnie w dzień ukończenia 11 miesięcy naszego synka. Zadzwoniłam, okazało się, że musimy jeszcze poczekać, bo Pani Agnieszka zaczęła właśnie urlop. Odliczałam każdy dzień. I w końcu nastąpił dzień gdy mogłam zadzwonić ponownie.  Zdecydowaliśmy się od razu, choć z myślą, że Wojtuś będzie pierwszym dzieckiem, z którym na pewno Pani Agnieszka sobie nie poradzi. Ale zaczęliśmy. Pani Agnieszka zrozumiała nas, że zależy nam na czasie, bo niedługo roczek i impreza urodzinowa, zaraz potem Wojtuś idzie do żłobka, chcieliśmy przed tym wszystkim zdążyć i ułożyła dla nas plan zasypiania w jedno popołudnie. Przeczytaliśmy, myśl pierwsza „to się nie uda, jak nasze dziecko ma samo zasnąć w łóżeczku, przecież będzie płakał, łaził, stał przy nas, na pewno sam się nie położy”. Po omówieniu planu na gorąco zaczęliśmy, pierwsza noc usnął po 1,5 godz., ale szok faktycznie sam, był płacz oczywiście, ale nie musiałam go nosić. Następna noc już tylko 45 min, trzecia 3 min. Niesamowite!!! W dzień drzemki też od początku w sumie załapał.

Okazało się, że Wojtuś w sumie nie jest takim strasznym egzemplarzem, jak nam się wydawało, wystarczyła nasza konsekwencja i wsparcie Pani Agnieszki, bez którego by nic się nie udało. Dziś Wojtuś śpi od 19.30 do 6.00-7.00, nawet jeśli się przebudzi potrafi sam dalej zasnąć, a gdyby miał swój pokoik to pewnie nawet o wielu pobudkach byśmy nie wiedzieli. I wcale ten jeden pokój, który mamy nie jest aż tak wielkim problemem. Zakupiliśmy parawan i odgrodziliśmy go troszkę od nas, od dźwięków i światła telewizora i komputera. Ma teraz swój azyl, swój malutki „pokoik”. A my mamy wieczory dla siebie, możemy oglądać filmy, pogadać. Już nie boję się każdej zbliżającej się nocy. A Wojtuś stał się pogodniejszy, mniej marudny, więcej się śmieje i gada po swojemu. Nawet przyjazd i nocleg dziadków już 19 dni po wprowadzeniu planu nic nie zburzył. Oczywiście zdarza się tak, że Wojtuś w nocy lub nad ranem przebudza się z płaczem, ale już wiemy co wówczas mamy robić ☺

Pani Agnieszka potrafi czynić cuda. Dziś tylko żałuję, że nie usłyszałam o Niej wcześniej. Nie czekalibyśmy prawie 12 miesięcy, żeby coś zmienić w naszym życiu. Ale jak to mówią lepiej późno niż wcale. Udało się nam, zaczęliśmy normalnie się wysypiać i normalnie żyć. Wszyscy na tym skorzystaliśmy, a i nasi rodzice przestali to przeżywać. Niesamowite jak przez 2 tygodnie zmieniło się nasze życie ☺ I szczerze mówiąc to sporo z tego jak było już sama nie pamiętam :P

Dziękujemy bardzo Pani Agnieszko,


Możliwość komentowania została wyłączona.

Koszyk0
Brak produktów w koszyku!
Kontynuuj zakupy
0