Trenerka czy treserka? Czyli szczerze o nauce samodzielnego zasypiania, kortyzolu i o tym, czy da się funkcjonować bez snu.
Nazywam się Agnieszka Piotrowska i od kilku lat jestem trenerką/konsultantką ds. snu dziecka. Nie tresuję dzieci, nie proszę rodziców, aby zostawiali je same płaczące z bezradności godzinami, krztuszące się i wymiotujące od płaczu po to, żeby rodzice mogli z dumą się pochwalić, że ich dziecko “przesypia całe noce” a oni w końcu po tym już jak wrzucą je jak “worek kartofli” do łóżeczka będę mogli na luzie wsuwać popcorn oglądając sobie “Grę o tron”. Moja praca polega na uczeniu rodziców jak zadbać o podstawowe zasady higieny snu a jednym z elementów tejże higieny może być nauka samodzielnego zasypiania, do której polecam inne metody niż te bazujące na pozostawianiu samotnego dziecka w płaczu i w przekonaniu, że rodzice zniknęli i nie wiadomo kiedy i czy w ogóle wrócą. We wprowadzaniu zdrowych zasad i higieny snu (ze szczególnym naciskiem na kwestie bezpiecznego snu) pomagam często również tym rodzicom, którzy z różnych względów chcą spać z dzieckiem. Nauka samodzielnego zasypiania zakładająca wspieranie płaczącego dziecka jest opcją, którą każdy rodzic może rozważyć w sytuacji, gdy wprowadzenie pozostałych elementów higieny snu dziecka nie pomogło w polepszeniu jego jakości, a cała rodzina ponosi skutki długotrwałego niedoboru snu.
Intencją tego tekstu NIE jest przekonywanie do zmiany poglądów na temat usypiania i snu dziecka tych osób, które uważają, że problemy ze snem dziecka są naturalną częścią jego rozwoju i trzeba poczekać aż miną (przy czym nie mają dzieci, albo je mają ale śpią super lub w miarę dobrze, albo śpią bardzo źle ale osoby te chcą czekać aż zaczną spać lepiej same z siebie). Zwracam się głównie do tych rodziców, którzy chcą albo zastanawiają się czy działać, ponieważ wraz ze swoimi dziećmi cierpią fizycznie oraz emocjonalnie z powodu chronicznego nieodobru snu. Chciałabym zapewnić ich, że nie muszą biernie i nie wiadomo jak długo czekać aż sytuacja sama się poprawi, ponieważ jest bardzo duża szansa na to, aby to zmienić. Co więcej, bazując na wynikach badań pragnę uspokoić tychże rodziców, że zmiana dotychczasowych nawyków, nawet jeśli oznacza okresowy płacz dziecka, nie tylko nie niszczy naszej więzi z dzieckiem i w żaden sposób nie wpływa negatywnie na rozwój emocjonalny dziecka, ale według wyników dostępnych badań (i oczywiście w oparciu o moje doświadczenia w pracy z rodzicami), znacznie zwiększa jakość życia rodziny oraz podnosi poziom satysfakcji z rodzicielstwa (Sadeh i współpracownicy, 2009) [1].
Szacuje się, że ok. 15-35 % niemowląt i małych dzieci ma klinicznie istotne problemy ze snem, (France i współpracownicy, 2003). Statystycznie to naprawdę sporo, szczególnie jeśli ma się świadomość jakie skutki a nierzadko dramaty to za sobą niesie. Największym problemem jednak wydaje się to, iż temat snu dziecka wzbudza wiele kontrowersji i emocji a jednocześnie niepotrzebnie narosło wokół niego wiele mitów i nieporozumień.
Osobom, które zagłębiają się w czeluście internetu w poszukiwaniu rozwiązań swoich problemów ze snem dziecka przede wszystkim jawi się czarno-biały świat w którym mają wybór między tzw. „wypłakiwaniem dziecka“ (z ang. cry it out, metoda polegająca na całkowitym ignorowaniu płaczu dziecka w czasie, kiedy powinno spać, a więc mówiąc w skrócie odkładamy do łóżeczka i wracamy dopiero rano) a tzw.“łóżkiem rodzinnym“ w którym rodzice śpią razem z dzieckiem (lub wszystkim dziećmi jeśli jest ich więcej), dziecko jest karmione piersią na życzenie i w nieograniczony sposób a wyprowadzka z łóżka ma miejsce wtedy, kiedy dziecko samo będzie tego chciało. Zdezorientowani i przerażeni rodzice czytają, że nocny płacz w całkowitej samotności przez kilka godzin przyniesie efekty już „po paru dniach“ i warto wobec tego zacisnąć zęby i to przetrzymać (mimo pękającego na milion kawałków serca). W innych książkach, poradnikach czy artykułach czytają z kolei o tym, że muszą być do całkowitej dyspozycji swoich nie śpiących przez pół nocy dzieci miesiącami a jak trzeba będzie to i latami, bo to ich obowiązek a te kilka lat szybko minie i jeszcze będą do tych czasów tęsknić. Tu konsultant zajmujący się rozwiązywaniem problemów ze snem dzieci nazywany jest „treserem“, który niczym mroczny jeździec Mordoru czyha tylko na to, aby odebrać poczucie bezpieczeństwa małym Hobbitom spędzającym szczęśliwie dzieciństwo w bliskości i cieple rodzicielskich objęć.
Tymczasem świat i życie to wszystkie odcienie szarości: każda rodzina jest inna, składa się z innych członków, którzy wchodzą ze sobą w różne interakcje. Różne są relacje między rodzicami, różna jest organizacja życia domowego i warunki bytowe, każde dziecko jest inne i ma swój temperament oraz osobowość, każda rodzina ma inne wartości którymi się kieruje w wychowaniu dziecka, dzieci dorastają w różnym otoczeniu kulturowym itd. Niemożliwe jest więc, aby jedno rozwiązanie było na tyle uniwersalne, aby okazało się optymalne dla wszystkich. Nikt nie ma więc prawa sugerować rodzicom, aby zostawili swoje dziecko „do wypłakania“ bo tylko tak zacznie w końcu przesypiać noce oraz nikomu nic do tego, że ktoś śpi w jednym łóżku ze swoim dzieckiem z powodów, które są jego prywatną sprawą. Również nikt nie powinien zmuszać rodziców do spania z dzieckiem w łóżku, ponieważ nie wszystkim rodzinom to służy. Nigdy nie śmiałabym krytykować rodziców, grać na ich emocjach czy poczuciu winy po to, aby forsować swój punkt widzenia (co jakże często obserwuję na przeróżnych portalach parentingowych, blogach czy w poradnikach – wystarczy czasem spojrzeć na sam tytuł czy przywoływane w tekście krytukującym naukę samodzielnego zasypiania przykładów tresury zwierząt poprzez np. rażenie prądem). Towarzyszący temu brak empatii, wzajemnego szacunku a nierzadko nawet agresji osób o różniących się poglądach nierzadko napawa mnie przerażeniem. Czy my rodzice nie powinniśmy się wspierać i szanować, niezależnie od tego w jaki sposób zdecydowaliśmy wychowywać nasze dziecko? Na anglojęzycznych stronach, forach czy portalach dla rodziców zjawisko to zyskało nawet swoją nazwę „mommy wars“ (ciekawe, że nie „daddy wars“) czyli „wojny mam“, o zgrozo! Jesteś gorszym rodzicem, bo śpisz/nie śpisz w łóżku ze swoim dzieckiem, karmisz butelką a nie piersią, wozisz w wózku a nie nosisz w chuście, szczepisz/nie szczepisz, podajesz mięso/twoje dziecko jest na diecie wegańskiej itd, itd.
Rodzice powinni dokonywać wyboru sami, bo to oni wiedzą najlepiej jaki model będzie najlepszy dla ich rodziny w danym momencie życia, a jeśli jeszcze tego nie doszli, to na pewno kierując się swoją intuicją i miłością rodzicielską, takie rozwiązanie znajdą – muszą mieć tylko dostęp do obiektywnych i merytorycznych informacji, które im w tym pomogą. Spanie latami w łóżku z dzieckiem czy karmienie piersią do 3 roku życia nie oznacza, że wychowamy chorobliwie niesamodzielne, uzależnione od rodziców dziecko – nie potwierdziły tego żadne badania, tak jak nie potwierdziły, że samodzielne zasypianie i spanie we własnym łóżeczku choćby w najmniejszym stopniu negatywnie wpływa na rozwój emocjonalny dziecka czy powoduje, że ma ono gorszą więź z rodzicami.
Chcę więc wejść na moment w rolę tzw. „adwokata diabła“ i zmierzyć się z najczęstszymi zarzutami pod adresem mojej pracy oraz z powszechnie funkcjonującymi przekonaniami w temacie snu dziecka.
1. Zdrowe dziecko nie ma problemów ze spaniem. Jeśli dziecko śpi źle, to znaczy, że po prostu coś mu dolega.
W sytuacji, gdy rodzice są zaniepokojeni jakimikolwiek aspektami związanymi ze snem dziecka (np. w ich odczuciu śpi ono za mało w skali doby, śpi bardzo niespokojnie rzucając się i krzycząc przez sen, ma zbyt krótkie drzemki, problemy z zaśnięciem, chrapie czy nieregularnie oddycha w trakcie snu, budzi się często i na długo w nocy itd.) w pierwszym kroku bezwzględnie konieczna jest zawsze konsultacja z pediatrą.
Zdarza się, że problemy ze snem są następstwem choroby np. refluksu żołądkowo-przełykowego, nawracających zapaleń uszu, chorób przebiegających ze świądem (AZS, zarażenie pasożytami) lub bólem. Problemy ze snem mogą też towarzyszyć niektórym zaburzeniom neurologicznym, zespołom genetycznym czy chorobom przewlekłym (Kaczor i Szczęsna, 2016, s.39).
Dość powszechny problem stanowią zaburzenia oddychania (sleep-disordered breathing, SDB). Według danych epidemiologicznych, SDB występuje u 0,7-2,9% dzieci. Poza tym od 3% do 16% małych dzieci chrapie, a 1-3% ma zespół obturacyjnego bezdechu sennego (obstructive sleep apnea syndrome, OSAS) (Urban, 2007).
Dopiero po wykluczeniu przyczyn zdrowotnych problemów ze snem (czasem pediatra może pokierować dziecko do specjalisty np. neurologa, alergologa czy gastrologa lub na dalsze badania) można rozważyć tzw. behawioralne zaburzenia snu, czyli problemy z zasypianiem, wybudzaniem się w nocy wynikające z nieprawidłowych zachowań dziecka lub rodziców, które prowadzą do pogorszenia długości i jakości snu, np. nieumiejętność stawiania granic przez rodziców, opór dziecka przed położeniem się do łóżka (Kaczor i Szczęsna, 2016, s.8).
Wg. specjalistów aspekty zdrowotne stanowią ważny, ale nieprzeważający statystycznie odsetek przyczyn bezsenności dzieci i młodzieży, natomiast najczęstszą przyczyną trudności ze snem w tej grupie wiekowej są behawioralne zaburzenia snu (Kaczor i Szczęsna, 2016, s.41).
2. Przecież wszystkie dzieci wyrastają z problemów ze snem – wystarczy poczekać. Czy ktoś słyszał o 10-latku bujanym albo karmionym do snu?
Rzeczywiście, większość dzieci wraz z wiekiem stopniowo „wyrasta“ z problemów ze snem. Istnieje jednak wiele badań, które pokazują, że nie zawsze tak się dzieje a nierozwiązane w okresie niemowlęcym problemy ze snem potrafią utrzymywać się nawet u dzieci przedszkolnych i szkolnych (Kataria i współpracownicy, 1987) (2) .(Burnham i współpracownicy, 2002) (3).
Z uwagi na to, że sen jest jedną z podstawowych potrzeb fizjologicznych człowieka, (w „piramidzie potrzeb“ Maslova znalazł się on obok jedzenia, wody i tlenu ) (4) jego jednorazowy, ale szczególnie chroniczny niedobór ma swoje konkretne, potwierdzone badaniami konsekwencje: zarówno dla zdrowia fizycznego jak i psychicznego człowieka. O tym bardziej szczegółowo poniżej.
Tak więc to przede wszystkim rodzice powinni odpowiedzieć sobie na pytanie: „czy mogę czekać, jak długo będę czekać i czy moje dziecko faktycznie wyrośnie z problemów ze snem?“ Często skutki deprywacji sennej są dla rodziny ogromne i trudne do uniesienia w dłuższej perspektywie czasu (kilkumiesięcznej lub kilkuletniej).
3. Dzieci nie są w stanie „przesypiać nocy“, ponieważ pobudki w czasie snu są naturalne i wynikają z fizjologii – każdy z nas przebudza się w nocy.
Rzeczywiście, ani osoby dorosłe, ani dzieci nie śpią snem ciągłym. Wszyscy przechodzimy średnio przez 4-6 cykli jednej nocy a przy przejściach między cyklami budzimy się na krótko: taka jest fizjologia snu. Jednak są pewne różnice pomiędzy dziećmi, które „przesypiają“ noc a tymi, które w potocznym rozumieniu nocy „nie przesypiają“. Te pierwsze naturalnie również przebudzają się między cyklami, jednak po przebudzeniu zmieniają pozycję, czasem kontrolnie się rozglądają a następnie uznając, że są bezpieczne i wszystko jest w porządku – spokojnie zasypiają z powrotem (z ang. tzw. self-soothers). Te drugie, przy niektórych a czasem przy wszystkich pobudkach regularnie wzywają rodziców (z ang. tzw. signallers), ponieważ potrzebują ich wsparcia przy ponownym zaśnięciu. Oczywiście również „self-soothers“ wzywają czasem rodziców w czasie snu: gdy są chore, gdy miały bardziej intesywny dzień pełen wrażeń, gdy się boją, w czasie tzw. „skoków rozwojowych“, gdy boleśnie ząbkują czy po prostu obudziły się i mają problem z ponownym zaśnięciem (czyż nie zdarza się to nam, dorosłym?) – jednak zazwyczaj, gdy wszystko jest w porządku, te dzieci „przesypiają“ noc nie alarmując rodziców.
4. To naturalne, że dziecko nie umie samo zasypiać i nie ma potrzeby go tego „uczyć“.
Zdefiniujmy sobie najpierw, co oznacza „samodzielne zasypianie“. Jest to sytuacja, w której dziecko wyciszone, spokojne i senne ale takie, które jeszcze nie śpi, po zakończonym rytuale przed snem, po ostatnim buziaku i pożeganiu jest świadome, że rodzic wychodzi a ono niejako „kończy“ proces wyciszania samodzielnie i zasypia.
Są oczywiście dzieci, które nie zasypiają same i śpią dobrze, nie wybudzając się na dłużej w nocy i nie alarmując rodziców. Czasem jednak dzieje się tak, że dziecko, które zasypia niesamodzielnie (np. karmione, dotykane, bujane, klepane lub po prostu w obecności rodzica: tzw. „nocne asocjacje“) oczekuje tego wsparcia również w trakcie przebudzeń między cyklami. Jeśli dziecko zasnęło w konkrenty sposób, w konkretnej sytuacji i otoczeniu, to logiczne jest, że gdy przebudzi się w nocy, być może będzie potrzebowało odtworzenia tych warunków do ponownego zaśnięcia. W skrajnych przypadkach może zdarzyć się tak, że dziecko, które nie potrafi samo zasypiać będzie potrzebowało ponownego usypiania nawet co pół godziny-godzinę w nocy. W przypadku niektórych dzieci nie zasypiających samodzielnie taki stan rzeczy może utrzymywać się nawet latami.
W literaturze fachowej taką sytuację nazywa się bezsennością behawioralną, z dodatkowym rozróżnieniem na bezsenność warunkową i bezsenność z braku dyscypliny. W przypadku bezsenności warunkowej zaśnięcie dziecka uzależnione jest od obecności obiektów lub wystąpienia pewnych okoliczności (bujanie, noszenie itp) (Urban, 2007) a na skutek utrwalonego nawyku niesamodzielnego zasypiania brak bezpośredniej interakcji z rodzicem jest odbierany jako stres, który uniemożliwia zaśnięcie (Kaczor i Szczęsna, 2016, s. 41). Bezsenność z braku dyscypliny charakteryzuje się bezradnością rodziców w sytuacji, gdy dziecko opóźnia sen lub całkowicie go odmawia (Urban, 2007).
Dziecko oczywiście nie „musi“ samodzielnie zasypiać. Po pierwsze dlatego, że pomimo braku umiejętności samodzielnego zasypiania może w miarę spokojnie „przesypiać“ noce (a właściwie budzić się, ale nie sygnalizować pobudek rodzicom). Po drugie dlatego, że nawet jeśli tych nocy nie „przesypia“ (a więc sygnalizuje pobudki między cyklami), to rodzice po prostu chcą do niego wstawać albo te nocne pobudki nie są zbytnio uciążliwe i nie są postrzegane w kategorii „zaburzeń“ mających wpływ na jakość życia rodziców i dziecka (bo na przykład nie ma ich więcej niż jedna-dwie czy też rodzice śpią wspólnie z dzieckiem, które przy takiej pobudce wystarczy np. chwilę pogłaskać, aby zasnęło ponownie a rodzina się wysypia w takim układzie).
Nauka samodzielnego zasypiania (a więc postępowanie w przypadku bezsenności behawioralnej) przy pomocy rozmaitych tzw. technik behawioralnych ma więc na celu stworzenie dziecku takich warunków w trakcie zasypiania, które zastanie gdy się przebudzi: dzieci nauczone samodzielnego zasypiania łagodnymi metodami, nie bazującymi na uporczywym ignorowaniu ich płaczu, przebudzając się w nocy nie widzą potrzeby wzywania rodziców – czują się dobrze, bezpiecznie, są w miejscu w którym pierwotnie zasnęły a więc mogą ułożyć się wygodnie w innej pozycji i spokojnie zasnąć z powrotem.
5. Dziecko zacznie samodzielnie zasypiać i radzić sobie samo z wybudzeniami nocnymi z czasem, wtedy gdy będzie już na to gotowe. Po co „uczyć“ dziecko czegoś, co naturalnie przychodzi w miarę jego rozwoju, szczególnie że często nauka samodzielnego zasypiania okupiona jest mniejszym lub większym ale jednak płaczem dziecka?
Do prawidłowego rozwoju dzieci potrzebują bliskości i opieki rodziców czy opiekunów oraz poczucia bezpieczeństwa, tak samo jak tlenu, wody i jedzenia. W pierwszych miesiącach życia dziecka instynktownie usypiamy je więc karmiąc, nosząc, bujając na rękach czy po prostu będąc tuż obok – noworodki i najmłodsze niemowlęta poniżej 6 mż, z uwagi na dużą niedojrzałość układu nerwowego zazwyczaj nie potrafią wyciszyć się i zasnąć bez naszej pomocy. Bardzo duża część dzieci jest usypiana dokładnie w taki sam sposób również w kolejnych miesiącach i latach swojego życia, czasem nawet do wieku szkolnego. Czy to znaczy, że przez cały ten czas te dzieci są „niegotowe“ na samodzielne zasypianie i przesypianie nocy/części nocy? Niekoniecznie. To znaczy, że po prostu te dzieci były w taki sposób usypiane od początku a rodzice nie wycofali się z tego wtedy, kiedy już zapewne mogli i robią to dalej siłą przyzwyczajenia lub dlatego, że po prostu to lubią i nie jest to dla nich problemem. Zazwyczaj dzieci w końcu zaczynają zasypiać samodzielnie i przestają wzywać rodziców w nocy – jedne wcześniej, inne później.
Dostępne badania pokazują, że w przypadku dzieci wybudzających się wielokrotnie w nocy z powodu utrwalonych nocnych asocjacji, nauka samodzielnego zasypiania technikami behawioralnymi skutecznie pozwala rozwiązać te problemy ze snem. To rodzice więc muszą sobie odpowiedzieć na pytanie: czy nasze aktualne problemy ze snem dziecka są na tyle uciążliwe, że warto jest podjąć wysiłek i nauczyć dziecko samodzielnego zasypiania?
6. Nauka samodzielnego zasypiania polega na pozostawieniu dziecka, aby się wypłakało w samotności i w końcu samo zasnęło.
Jest bardzo wiele różnych metod (tzw. technik behawioralnych), które umożliwiają nauczenie dziecka samodzielnego zasypiania. Metody te różnią się między sobą głównie ze względu na sposób reagowania na płacz dziecka w trakcie nauki:
– najbardziej radykalna i kontrowersyjna metoda to tzw. „wypłakiwanie“/“wygaszanie“ (z ang. „cry it out“ /„extinction“). Metoda ta zakłada całkowity brak reakcji na płacz dziecka w czasie przeznaczonym na sen, a więc dziecko jest odkładane np. wieczorem a rodzice wchodzą do niego o wyznaczonej porze rano, nawet jeśli płacze ono w nocy. Metoda przynosi zwykle efekty w ciągu kilku dni.
– „kontrolowane wypłakiwanie“/“ferberyzacja“ (z ang. „controlled crying“, „ferberising“, „check and console“, “fading”), jedną z pierwszych jeśli nie pierwszą wersję tej metody stworzył amerykański pediatra Richard Ferber – stąd często spotykany termin „ferberyzacja“, polega na pozostawieniu płaczącego dziecka i pocieszaniu go co jakiś czas, w ściśle określonych i zwykle coraz dłuższych interwałach czasowych, np. co 3-5-7 minut. Metoda zwykle przynosi efekty w okresie od 7-10 dni.
– różnorodne odmiany metody tzw. „stopniowej separacji“ (z ang. „camping out” lub “fading”), gdzie rodzice stopniowo wycofują swoją obecność oraz skojarzenia związane z zasypianiem pomału towarzysząc mu w zasypianiu ale pomału odsuwając się od łóżeczka dziecka (zwykle trwa to ok 1-2 tygodni). Inna wersja „stopniowej separacji“ polega na tym, że dziecko, które np. początkowo spało w łóżku z rodzicami powoli „odsuwamy“ od siebie – przy małych dzieciach „wędrujemy“ z łóżeczkiem coraz dalej od łóżka rodziców, przy starszych może to być materac na którym początkowo śpi dziecko przy łóżku rodziców a potem w coraz większej odległości. Metoda przynosi efekty zwykle w okresie od minimum tygodnia do czterech.
– tzw. „staylistening“ („towarzyszenie w płaczu“), które może być metodą samo w sobie lub techniką wspomagającą przy innych metodach, polega na biernym towarzyszeniu dziecku w czasie płaczu, również trzymając je w ramionach. Metoda zwykle przynosi efekty w ciągu ok. 7-14 dni.
– „podnieś/odłóż“ (z ang. put up/put down“), metoda nazwana i spopularyzowana przez brytyjską pielęgniarkę Tracy Hogg, polegająca na tym, że bierzemy dziecko na ręce gdy płacze i odkładamy natychmiast, gdy przestaje płakać. Metoda zwykle przynosi efekty w okresie od 7-14 dni.
– bardzo powolne (rozłożone na tygodnie/miesiące) rezygnowanie ze „wspomagania“ dziecka w trakcie zasypiania mieszanymi metodami z elementami m.in. stopniowej separacji czy bardzo delikatne odchodzenie od skojarzenia karmienia piersią z zasypianiem (np. autorstwa Elizabeth Pantley, amerykańskiej pedagog). Metoda zwykle przynosi efekty w okresie od kilku tygodni do kilku miesięcy.
… i wiele innych, będących „kombinacjami“ powyższych.
7. Nauka samodzielnego zasypiania z użyciem technik behawioralnych wpływa negatywnie na zachowanie i emocje dziecka oraz tzw.”bezpieczną więź”.
Aktualnie dostępne badania pokazują wysoką skuteczność tych technik w przypadku bezsenności behawioralnej i jednocześnie nie wykazują żadnej ich szkodliwości w odniesieniu do rozwoju emocjonalnego dziecka i jego zachowania.
Największą, według mojej wiedzy, metaanalizę badań efektywności stosowania technik behawioralnych przy problemach ze snem niemowląt i dzieci (zestawienie wyników 52 badań) opracowała Jodi A. Mindell z zespołem (Mindell i współpracownicy, 2006) (5). Wśród analizowanych badań znajdują się wprawdzie wyniki uzyskane w oparciu o tzw. “wypłakiwanie” i “kontrolowane wypłakiwanie”, ale również edukację rodziców w zakresie snu, konsekwentne rytuały przed snem i pozytywne wzmacnianie. Według 94% badań ujętych w metaanalizie techniki behawioralne okazały się skuteczne w rozwiązywaniu problemów ze snem u niemowląt i dzieci. Część z badań oceniała również wpływ zastosowanych technik behawioralnych na zachowanie w ciągu dnia: nie tylko nie zanotowano żadnego wpływu negatywnego ale zaobserwowano pozytywne efekty w postaci większego poczucia bezpieczeństwa, mniejszej drażliwości, płaczliwości i nerwowości u niemowląt uczestniczących w badaniu. W ocenie matek zastosowanie technik behawioralnych nie miało wpływu na karmienie piersią. Warto również dodać, że w części badań ujęto wpływ zastosowania technik na samopoczucie rodziców: na skutek interwencji behawioralnych poprawiających sen ich dzieci, u rodziców odnotowano nagłą i szybką poprawę stanu zdrowia psychicznego, zmniejszenie objawów depresji, zwiększenie poziomu satysfakcji małżeńskiej oraz zmniejszenie poziomu stresu i wyczerpania. Wszystko to wiąże się oczywiście z większą ilością snu na dobę, możliwą dzięki temu, że ich dzieci zaczęły spać lepiej. Naturalnie, jak wszystkie badania, tak i te analizowane przez J. Mindell i współpracowników mają swoje ograniczenia i niedoskonałości, jak choćby to, że w większości przedstawionych badań okres dla którego analizowano efekty, to 6 miesięcy lub mniej – a więc brak jest bardziej długoterminowych danych. Autorzy metaanalizy zwracają również uwagę na konieczność doboru bardziej ujednoliconych kryteriów diagnostycznych.
W roku 2012 przeprowadzono z kolei badanie, którego celem była analiza szkód i korzyści wynikających z interwencji behawioralnych w przypadku problemów ze snem u niemowląt w okresie pięciu lat od interwencji – są to prawdopodobnie najbardziej długookresowe dane, jakie do tej pory pozyskano. W badaniu wzięło udział 326 rodzin z dziećmi w wieku 7 miesięcy a techniki behawioralne z jakich korzystali rodzice w celu polepszenia jakości snu swoich dzieci, to “kontrolowane wypłakiwanie” (nazywane w tym badaniu “kontrolowanym pocieszaniem”) oraz metoda stopniowej separacji (Price i współpracownicy, 2012) (6) Wyniki badania pokazują, że wszystkie cele interwencji behawioralnych zostały osiągnięte tj. lepszy sen niemowląt, mniejsza depresja matek jak również niższe koszty opieki zdrowotnej w perspektywie krótko i średnioterminowej. Dane pozyskane po 5 latach od interwencji pokazują, że nie było znaczących korzyści czy szkód w grupie eksperymentalnej (w porównaniu do grupy kontrolnej), które byłyby wynikiem interwencji. Oznacza to, że zastosowanie technik behawioralnych przyniosło największe korzyści doraźnie (raczej niż w dłuższym okresie czasu).
Najnowsze badanie przeprowadzone przez Gradisara i współpracowników nie potwierdziły hipotezy, iż stosowanie technik behawioralnych do poprawienia jakości snu prowadzi do podwyższonego poziomu kortyzolu, problemów emocjonalnych i behawioralnych oraz braku bezpiecznej więzi między niemowlęciem a rodzicami (to ostatnie pokazuje tzw. “procedura obcej sytuacji” przeprowadzona 12 miesięcy po zastosowaniu technik behawioralnych (Gradisar i współpracownicy, 2016) (7) Szersza analiza badania w języku polskim dostępna jest tu
8. Płacz dziecka podcza nauki samodzielnego zasypiania powoduje wydzielanie kortyzolu (tzw. „hormonu stresu“), który niszczy neurony w mózgu.
Uwaga: niniejszy podpunkt jest w większości tłumaczeniem artykułu Alice Callahan (odnośnik został umieszczony w bibliografii). Dosłowny cytat został ujęty w cudzysłów.
Co jeśli jednak ktoś zdecyduje się jednak na regularną i konsekwentnie przeprowadzoną naukę samodzielnego zasypiania, kiedy to dzieci zdobywając nowe umiejętności i w obliczu zmiany dotychczasowych przyzwyczajeń płaczą zwykle dużo więcej niż „krótką chwilę“? Jaki wpływ na dziecko i jego mózg ma tego rodzaju sytuacja? Jeśli rodzice stresują się słuchając tego płaczu to jak bardzo zestresowane jest dziecko?
Badania potwierdzają, że niemowlęta, które regularnie są pozostawiane same sobie gdy płaczą, mogą ponosić ogromne konsekwencje zarówno w sensie fizjologicznym jak i emocjonalnym (m.in. zaburzenia prawidłowego rozwoju mózgu, zaburzenia rozwoju emocjonalnego i socjalnego a nawet intelektualnego)
http://www.askdrsears.com/topics/health-concerns/fussy-baby/science-excessive-crying-harmful
https://www.psychologytoday.com/blog/moral-landscapes/201112/dangers-crying-it-out
Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że badania cytowane przez w/w przeciwników tzw. „wypłakiwania“ opierają się na przypadkach dzieci, które były poddawane chronicznemu zaniedbywaniu, źle traktowane, wychowywane w sierocińcach i trwale pozbawione tzw. „figury przywiązania“ (Callahan, 2012). O ile zarówno wyniki tych badań jak i dane z badań są przerażające, to jednak trudno porównywać efekty długotrwałego, toksycznego stresu do sytuacji, gdy kochający rodzice decydują się na nauczenie samodzielnego zasypiania dziecko otoczone miłością, uwagą, zadbane, będące zwykle centrum ich wszechświata i które zwykle żyje sobie niczym przysłowiowy „pączek w maśle“ i wykorzystują do tego metody nie uciekające się do pozostawienia płaczącego dziecka samemu sobie. Szczególnie, że wydaje się, że jednak większość rodziców jest niechętna metodzie „wypłakiwania się“ polegającej na całkowitym ignorowaniu płaczu swojego dziecka (“cry it out”). Niektórzy być może w akcie desperacji decydują się na nią, ale często dlatego, że nie są im znane inne, łagodniejsze techniki nauki samodzielnego zasypiania. Praktycznie wszyscy rodzice, którzy się do mnie zgłaszają od razu zaznaczają, że są przeciwni „wypłakiwaniu się“ – co mnie zupełnie nie dziwi, ponieważ pomimo tego, że metoda ta szybko szybko przynosi efekty, to jednak stoi w sprzeczności z miłością wobec dziecka oraz z instyktem rodzicielskim w który wyposażyła nas matka natura. Nie mogłabym rekomendować rodzicom metody, której sama nie użyłabym w stosunku do moich własnych dzieci.
Jak w takim razie ocenić poziom stresu, jakiemu poddane są dzieci w trakcie nauki samodzielnego zasypiania (nie biorąc pod uwagę „wypłakiwania“)? Callahan, odwołuje się do klasyfikacji rodzajów reakcji na stres przedstawionej w raporcie Amerykańskiej Akademii Pediatrycznej zatytułowanym „Długotrwały wpływ przeciwności losu i toksycznego stresu we wczesnym dzieciństwie“:
“1. Pozytywna reakcja na stres, to taka, która jest krótka i w skali łagodna do umiarkowanej oraz taka, gdzie troskliwy i reagujący dorosły pomaga dziecku sobie z nią poradzić. Sytuacje, które mogą wywoływać pozytywną reakcję na stres to m.in. radzenie sobie z frustracją, szczepienie, lęk związany z pierwszym dniem w żłobku/przedszkolu. Wg. autorów Przy wsparciu stabilnego otoczenia pozytywna reakcja na stres jest wspierającą rozwój częścią normalnego dorastania. Jako taka dostarcza ważnych okazji do obserwacji, nauki oraz ćwiczenia zdrowych, przystosowawczych reakcji na różne doświadczenia.
2. Względna reakcja na stres pojawia się na skutek niecodziennych zdarzeń takich jak śmierć w rodzinie, rozwód czy katastrofa naturalna. I znów, to relacja dziecka ze wspierającym dorosłym, który pomaga dziecku zaadaptować się i poradzić sobie ze zmianami w życiu, sprawia, że tego rodzaju stres jest do przetrwania (…).
3. Toksyczna reakcja na stres wywołana jest przez silną, częstą i długotrwałą aktywację w organizmie systemów reagowania na stres przy braku wsparcia ze strony osób dorosłych. Przykłady to przewlekłe czynniki wywołujące stres takie jak przemoc czy zaniedbanie (…) oraz depresja matki. We wczesnym dzieciństwie toksyczny stres może wpływać na obwody mózgowe i zakłócać rozwój prawidłowej fizjologicznej regulacji stresu. Może również osłabiać układ odpornościowy i powodować zapalenia, jedno i drugie może prowadzić do wielu przewlekłych chorób.
Jeśli spojrzymy na powyższą klasyfikację, to czy jesteśmy w stanie określić jakiego rodzaju stresu doświadcza dziecko uczące się samodzielnego zasypiania? Czy jest to stres porównywalny do tego przeżywanego w pierwszych dniach w żłobku/przedszkolu czy może w sytuacji gdy rozwodzą się dwie najważniejsze w twoim życiu osoby albo może do stresu towarzyszącego komuś, kto jest wychowywany przez dorosłego uzależnionego od narkotyków? Jednak w większości przypadków stres towarzyszący dziecku w trakcie nauki samodzielnego zasypiania jest nieporównywalny do tego, który powoduje toksyczne reakcje stresowe. Nauka samodzielnego zasypiania nie trwa z reguły dłużej niż kilka dni a przy bardziej łagodnych metodach kilka tygodni, jeśli powoduje ona długie tygodnie płaczu to oznacza, że coś nie działa i rodzice powinni poszukać nowej stretegii.
(…) Nauka zasypiania w nowy sposób nie jest łatwa. Jednak tak, jak nie możemy pójść do przedszkola czy żłobka ZA dziecko tak i nie możemy nauczyć się samodzielnego zasypiania ZA dziecko. Stresu nie da się uniknąć, nawet w najbardziej kochającej rodzinie. Celem analizy przedstawionych badań i artykułu nie jest aprobata wszystkich metod nauki samodzielnego zasypiania a jedynie spojrzenie na temat szerzej niż z przez pryzmat uogólnionych osądów, ujęcie stresu związanego z nauką samodzielnego zasypiania w szerszym kontekście i krytyczne przemyślenie tego, co można zrobić aby wspierać i szanować dzieci podczas tej nauki tak, aby było to dla nich pozytywne a nie toksyczne doświadczenie.
Jak dzieci reagują na stres?
Gdy doświadczamy stresu, dochodzi do kilku reakcji fizjologicznych. Jedną reakcją jest aktywacja osi podwzgórze-przysadka-nadnercza, która prowadzi do uwolnienia kortyzolu. Kortyzol powoduje w organizmie mobilizację energii i tłumienie reakcji immunologicznych, co możemy przeżyć w krótkim okresie czasu. Kortyzol jest niezbędny do przeżycia. Pomaga nam radzić sobie ze stresem a później dochodzić do siebie.
Poziom kortyzolu może być zmierzony w ślinie (…). Bez niezwykle dużego poziomu stresu, kortyzol ma swój naturalny rytm dobowy i wcześnie rano jest o 300-400% wyższy niż w momencie, kiedy osiąga swój najniższy poziom, czyli około północy. Zmieniający się w ten sposób poziom kortyzolu pojawia się u niemowląt w wieku kilku miesięcy i jest jednym z czynników, który pozwala im spać w nocy i być aktywnymi w ciągu dnia. Podwyższenie poziomu kortyzolu w ramach tego rytmu może oznaczać stres u dziecka. Jednak byłoby dużym uproszczeniem przyjęcie, że każdy wzrost poziomu kortyzolu jest niebezpieczny, z uwagi na jego rolę w codziennym funkcjonowaniu. Kortyzol nie jest problemem dopóki nie pozostaje na podwyższonym poziomie przez dłuższy okres czasu, jak ma to miejsce w sytuacji chronicznego stresu. Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że dzieci, które doświadczyły toksycznego stresu wywołanego przemocą czy zaniedbaniem często mają niższy i zaburzony poziom rytmu kortyzolu w odniesieniu do normy.
Małe dzieci w momencie narodzin mają bardzo silnie reagującą oś podwzgórze-przysadka-nadnercza. Noworodek będzie reagował silnym podwyższeniem kortyzolu na pobranie krwi, kąpiel czy badanie lekarskie. W jednym z badań noworodki zostały poddane „badaniu“ lekarskiemu przez dwa dni z rzędu. Pierwszego dnia miały podniesiony poziom kortyzolu i płakały w czasie badania. Jednak drugiego dnia podczas badania nie zanotowano podyższonego poziomu kortyzolu pomimo tego, że dzieci płakały. Ich mózgi rozpoznały doświadczenie, które było ich udziałem wcześniej. To badanie pokazuje pozytywną reakcję na stres. Dzieci były początkowo zestresowane doświadczeniem, ale udało im się dojść do siebie i nauczyć się na podstawie tego doświadczenia tak, że były w stanie efektywnie sobie z nim poradzić kolejnego dnia. Pokazuje ono również ważną rzecz a mianowicie fakt, że płacz nie zawsze oznacza podwyższony poziom kortyzolu.
(…) W tych badaniach jednak zawsze obecna jest matka lub inna bliska osoba (…) Co w takim razie mówią nam badania o stresie w trakcie nauki samodzielnego zasypiania czy inne sytuacje rozdzielenia z rodzicami?
Jest jedno badanie reakcji kortyzolu u dzieci poddanych nauce samodzielnego zasypiania. 25 matek z niemowlętami (4-10 mcy) spędziło 5 dni w ośrodku uczestnicząc w nauce samodzielnego zasypiania metodą „wypłakiwania“ (całkowicie bez pocieszania). Pierwszej nocy wszystki edzieci miały co najmniej 2 okresy 5-10 minutowego płaczu przed zaśnięciem. Trzeciego dnie dzieci zasnęły jedynie z lekkim marudzeniem. Kortyzol został zmierzony u dzieci przed rozpoczęciem wieczornego rytuału i po tym jak zasnęły, po wypłakaniu się. Pierwszego i trzeciego dnia nauki zasypiania nie zanotowano wzrostu kortyzolu pomiędzy próbką pobraną przed rytuałem a próbką pobraną po wypłakaniu.
Na pierwszy rzut oka można pomyśleć, że to badanie dowodzi, że nauka zasypiania nie jest stresująca dla dzieci. Jednak badanie to ma poważne ograniczenia. Po pierwsze standardowe odchylenia dla danych są OGROMNE. Dodatkowo, poziom kortyzolu u dzieci był podwyższony ogólnie, ponieważ były w obcym miejscu (…), co mogło ukryć stres, jakiego dzieci doświadczyły na skutek wypłakiwania. Jednak, biorąc pod uwagę, że dzieci te były w najbardziej stresujących warunkach do zasypiania jakie można sobie wyobrazić (biedne maluchy), płacz nie spowodował, że ich organizmy zostały zalane dodatkowym kortyzolem.
Jak stresująca może być nauka samodzielnego zasypiania dla dziecka w jego własnym łóżeczku, z okresowym pocieszaniem przez rodzica? Możemy tylko spekulować, ale jak dotąd nie wydaje się przekonujące, że jest to tak niszczycielskie jak niektórzy chcieliby, abyśmy wierzyli, że jest. To, co jest potrzebne, to badanie, które jeszcze nie zostało przeprowadzone: podłużne badanie [a więc takie, które wykonywane jest na tej samej grupie dzieci, kiedy są w różnym wieku np. najpierw kiedy mają 6 mcy, potem 12 mcy itd. Przyp. AP] dzieci, które przechodzą naukę samodzielnego zasypiania w swoich własnych domach (…) Prawdopodobnie dopasowana do wieku nauka samodzielnego zasypiania w znajomym i wspierającym środowisku spowodowałaby niewielki wzrost kortyzolu przez kilka nocy, ale nie chronicznie.
Inne badania analizowały reakcję w poziomie kortyzolu na krótkie rozdzielenie z matkami. U 9-miesięcznych dzieci, zostawionych na 30 minut w laboratorium samych z nieznaną osobą odnotowano 20-40% wzrost kortzolu, co jest niczym w porównaniu do tego, że w ciągu dnia poziom kortyzolu potrafi fluktuować na 10-krotnie bardziej. Jednak w wieku 12-18 mcy, większość badań potwierdza, że rozdzielenie z matką nie powoduje podwyższenia kortyzolu. I znów, nauka zasypiania w znajomym łóżku w domu raczej niż przebywanie z nieznaną osobą w obcymmiejscu powoduje, że nauka zasypiania jest mniej stresująca.
Jest jeszcze jedna stresująca sytuacja, która może pomóc nam zrozumieć naukę samodzielnego zasypiania: adaptacja w żłobku/przedszkolu. Tak jak nauka zasypiania rozpoczęcie uczęszczania do żłobka/przedszkola oznacza zmianę w rutynie oraz długotrwałe rozdzielenie z bliską osobą. Rozpoczęcie pobytu w żłobku/przedszkolu powoduje wzrost poziomu kortyzolu, nawet jeśli mama zostaje z dzieckiem przez pierwsze dwa tygodnie (…)
Pomimo stresu, jaki towarzyszy adaptacji w żłobku/przedszkolu musi jeszcze zostać wykazane, czy ma to jakiś długotrwały wpływ na zdolność regulowania stresu czy tworzenia zdrowych relacji. Na szczęście nie słychać zbyt dużo głosów, że wysyłanie dziecka do żłobka/przedszkola niszczy jego mózg. Pomimo stresu jaki temu towarzyszy wiele rodzin w dzisiejszych czasach decyduje się na to, ponieważ zyski przeważają nad ryzykiem z tym związanym. Dzięki temu, że dziecko jest w żłobku/przedszkolu rodzice mogą realizować się w pracy, którą kochają a rodzina zyskuje bezpieczeństwo finansowe. Dziecku pobyt w takiej placówce z kolei daje możliwość uczenia się relacji społecznych podczas zabaw w grupie oraz stymuluje jego rozwój poznawczy i socjalny.
W podobny sposób możemy analizować ryzyka i korzyści płynące z nauki samodzielnego zasypiania. Tak, jest ona stresująca ale korzyści są również znaczne. Dla większości rodzin nauka samodzielnego zasypiania przyniesie dziecku nową i ważną umiejętność: zdolność samodzielnego spania. Cała rodzina będzie spała więcej a to przyniesie liczne korzyści. W rzeczywistości, uświadomienie sobie, że aktualna sytuacja ze snem nie jest dobra i wprowadzenie zmian, aby ją poprawić może obniżyć długofalową ekspozycję dziecka na stres i kortyzol.
Rozważmy następujące przykłady:
– dzieci, które śpią więcej mają niższy bazowy poziom kortyzolu.
– dzieci w bardziej fragmentarycznym snem [a więc mające dłuższe przerwy w czasie snu przyp AP] mają wyższy poziom kortyzolu rano (…) U tych dzieci zaobserwowane większe prawdopodobieństwo zdenerwowania i płaczu w odpowiedzi na niewielkie czynniki stresujące i wyzwania w żłobku/przedszkolu. Dane te wykazują jedynie korelację [współwystępowanie przyp. AP], ale związek przyczynowo-skutkowy jest z pewnością możliwy.
– brak snu zwiększa ryzyko depresji poporodowej. Dzieci, którymi opiekują się matki w depresji mają chronicznie podwyższony poziom kortyzolu w przedszkolu oraz w wieku dorastania.
– kiedy dziecko 3-6 miesięczne bawi się z wrażliwą matką [aktywnie reagującą na sygnały z jego strony i wchodzącą z nim w interakcję przyp. AP] Jednak zabawa z matką niewrażliwą może nawet podwyższyć poziom kortyzolu lub, w najlepszym wypadku, nie powoduje zmiany. Jeśli brak snu powoduje niezdolność rodzica do bycia wrażliwym i czułym w ciągu dnia, to samo to może powodować wzrost kortyzolu (…)
Zawsze będą osoby, które uważają, że nauka samodzielnego zasypiania jest nieakceptowalna i będą pokazywały najgorsze z możliwych przykładów stresu dziecka aby wzbudzić w rodzicach strach, ale moim zdaniem konieczny jest szerszy kontekst. Stres jest częścią życia. Bardzo ważne jest, aby mieć świadomość, że zmiany w sposobie zasypiania są dla dziecka stresujące i zminimalizować ten stres tak bardzo, jak jest to możliwe. Jednak całościowo stres dziecka spowodowany jest przez dużo czynników a nauka samodzielnego zasypiania może w rzeczywistości łagodzić inne stresy. Mówienie rodzicom, że muszą chronić dziecko przed stresem i robić wszystko, co mozliwe, aby nie płakały, za wszelką cenę, może być bezproduktywne. Płacz jest dla dzieci sposobem komunikacji, ale nie zawsze komunikują one rozpacz i nie zawsze towarzyszy mu wzrost poziomu kortyzolu. W rzeczywistości, niektóre badania sugerują, że płacza obniża napięcie i redukuje aktywności osi podwzgórze-przysadka-nadnercza i reakcję kortyzolu. Pozwolenie, by w otoczeniu miłości dziecko ćwiczyło radzenie sobie ze stresem w trakcie nauki nowej umiejętności, może być czymś zdrowym.” (Callahan, 2012)
9. Decyzja o podjęciu nauki samodzielnego zasypiania wynika z lenistwa rodziców – takim rodzicom nie chce się usypiać czy wstawać do dziecka w nocy. Te osoby nie akceptują faktu, że posiadanie dziecka oznacza obowiązek opieki dziennej ale również nocnej.
Świat w jakim w wiekszości przypadków żyją rodzice, którzy zgłaszają się do mnie z problemami ze snem swojej rodziny w niczym nie przypomina reklam przeznaczonych dla rodziców małych dzieci, gdzie wesołe bobaski baraszkują na dywanie a rozradowani rodzice gotują gadające parówki swoim uśmiechniętym przedszkolakom. To smutny i szaro-bury, spowity mgłą niewyspania świat „rodziców-zombie“ jak sami o sobie często mówią. Z kwestionariuszy od wypełnienia których zaczyna się moja współpraca z rodziną wyłania się ich nadludzkie zmęczenie fizyczne mające już nierzadko skutki zdrowotne (chroniczne bóle głowy, omdlenia, anemia, spadek odporności, rozregulowny rytm okołodobowy, zaburzenia miesiączkowania u mam, ogólne osłabienie), desperacja, zniechęcenie, rozpacz, frustracja, napięcia i kłótnie między rodzicami/partnerami wynikające z problemów ze snem, bezsilność, w skrajnych sytuacjach agresja w stosunku do dziecka i myśli samobójcze. Upośledzenie brakiem snu funkcji poznawczych (zdolność koncentracji, pamięć, szybkość reakcji podejmowanie decyzji itp.) powoduje, że często nie są w pełni zdolni do wykonywania swojej pracy zawodowej a nierzadko mają za sobą stłuczki samochodowe spowodowane najprawdopodobniej brakiem snu. Liczne badania potwierdzają, że skutki niedoboru snu u osób dorosłych mogą być znaczące.
Chroniczny deficyt snu w przypadku osób dorosłych jest bardzo dobrze udokumentowany licznymi badaniami. Wiemy, że niedobór snu prowadzi do pogorszenia ogólnego samopoczucia, gorszej koncentracji, zakłóceń widzenia, wolniejszych reakcji, mikroepizodów snu w czasie aktywnym, co może zakłócać funkcjonowanie a nawet nieść zagrożenia (np. w czasie prowadzenia pojazdu mechanicznego), pogorszenia pamięci, schematycznego myślenia prowadzącego do podejmowania błędnych decyzji oraz zaburzeń emocjonalnych takich jak zakłócone reakcje interpersonalne oraz zwiększony poziom agresji. Na skutek braku snu często dochodzi do niekorzystnych zmian w systemie odpornościowym organizmu, wzrasta ryzyko otyłości, cukrzycy oraz chorób serca. Pogorszenie wydajności organizmu na skutek 20-25 godzin bezsenności jest porównywalne do poziomu 0.10% stężenia alkoholu we krwi. Konsekwencje chronicznego niedoboru snu lub snu płytkiego przez kilka dni, kumulują się i dają podobne efekty jak jednorazowy brak snu przez kilkadziesiąt godzin. (Orzeł-Gryglewska, 2010) (8)
Coraz więcej badań pokazuje również, że sen przerywany i w niewystarczającej ilości może mieć równie poważne i rozległe skutki (po części podobne jak u drorosłych) w przypadku małych dzieci: negatywny wpływ na ich rozwój poznawczy (np. uczenie się, konsolidację pamięci), regulacja nastrojów (np. chroniczna drażliwość, słaba regulacja emocji), uwaga i zachowanie (np. agresja, hiperaktywność, słaba kontrola impulsów) jak również zdrowie (metabolizm i odporność organizmu, przypadkowe zranienia) i ogólną jakość życia. (Mindell i współpracownicy, 2006)
Dzieci, których rodzice zgłaszają się do mnie często dokładnie takich problemów, deficytów i zaburzeń doświadczają. Często płaczliwe, nadwrażliwe na bodźce, marudzące, „wiszące“ na rodzicach i niezainteresowane otaczającym światem – czasem zmieniają się nie do poznania, gdy zaczynają lepiej spać.
Jeszcze nigdy, żaden rodzic, który się do mnie zgłosił nie narzekał, że problemem jest dla niego fakt, że musi w jakiś sposób „usypiać“ dziecko towarzysząc mu przy zasypianiu: karmić je, głaskać czy bujać. Wielu cieszy się tymi chwilami bliskości przed snem. W zasadzie nie zdarza się, aby pomocy szukali rodzice, którzy muszą krótko raz, dwa czy nawet trzy razy w nocy interweniować. To są normalni, kochający i troskliwi rodzice, którzy są gotowi na największych poświęceń dla swojego malucha, jednak często jedno-dwugodzinne maratony zasypiania z płaczem i liczne pobudki (czasem niewiele krótsze) w nocy sprawiające, że nie śpią więcej niż 3-4 h na dobę, zamieniły ich życie w piekło niewyspania. Rodzice a szczególnie mamy, często mówią, że sama już myśl o zbliżającej się porze zasypiania wywołuje w nich strach i reakcje somatyczne takie jak odczucie „ściśnięcia żoładka“ z powodu stresu, napięcie, bóle głowy, mdłości itp.) Ich decyzja o podjęciu nauki samodzielnego zasypiania nie ma nic wspólnego z lenistwem, egoizmem, z tym, że chcą się „pozbyć“ dziecka wieczorem, żeby mieć czas dla siebie a w nocy się wysypiać. Do końca właściwie też nie jest dla mnie jasne, co jest egoistycznego w tym, że rodzice chcą trochę odpocząć, nacieszyć się sobą nawzajem i wreszcie wyspać się, aby mieć znów siłę do opieki i budowania więzi z dzieckiem kolejnego dnia?
Zmiany cywilizacyjne sprawiły, że niestety wielu rodziców wychowuje swoje dzieci z dala od swoich rodzin, co oznacza, że cały ciężar opieki spada na nich. Powiedzenie, „it takes a village to raise a child“ (potrzeba całej wioski, aby wychować dziecko) niesie za sobą przesłanie, że najlepiej, aby cała społeczność a co najmniej rodzina uczestniczyła w wychowaniu dziecka – wspaniale, jeśli jest rodzeństwo, rodzice, dziadkowie czy ciocia, którzy nam pomagają. W tzw. cywilizacji zachodniej w której żyjemy, wielu z nas nie ma niestety takiego „zaplecza“ i komfortu. Często więc realnie nie mają komu powierzyć dziecka w dzień, aby „odespać“ kiepskie noce. Jeżeli dodatkowo ojciec nie jest zbytnio w stanie odciążyć matki w nocnej opiece nad dzieckiem, ponieważ musi zregenerować się przed pójściem do pracy a na dodatek w rodzinie jest więcej dzieci niż jedno, to możemy sobie tylko wyobrazić jak obciążająca fizycznie i psychicznie dla matki może być taka sytuacja na dłuższą metę.
Kto z nas nie marzy o takim obrazku: wyciszone dziecko powoli zasypia w ramionach mamy lub taty a potem wtulone w rodziców przesypia spokojnie całą noc. Nikt z nas nie „marzy“ o tym, aby wrzucić dziecko do łóżeczka i wyjść, żeby obejrzeć ulubiony serial. Choć pewnie zdarza się inaczej, to jednak w większości przypadków za decyzją o podjęciu nauki samodzielnego zasypiania stoi więcej niż chęć „wytresowania“ dziecka kosztem jego łez i stresu z powodu wygodnictwa czy lenistwa. Jest to zwykle indywidualna, wyjątkowa i wielowymiarowa historia i sytuacja każdej rodziny, która często decyduje się na ten ostateczny krok, ponieważ wszystko inne zawiodło a rodzina ponosi realne konsekwencje długotrwałego niedoboru snu – miejmy to na uwadze zanim przedwcześnie wydamy swój sąd i ocenę tych osób.
10. Jeśli dziecko ma problemy ze spaniem, to nie trzeba uciekać się aż do nauki samodzielnego zasypiania, wystarczy uporządkować plan dnia, wprowadzić rytuały, wyciszyć się wewnętrznie i zapewnić dziecku bliskość rodzica.
Po wykluczeniu zdrowotnego podłoża problemów ze snem, kolejnym krokiem powinno być zadbanie o podstawowe zasady higieny snu takie jak:
– prawidłowy i odpowiedni dla wieku dziecka harmonogram drzemek, czasu aktywnego i snu nocnego
– wprowadzenie regularnego i wyciszającego rytuału przed snem
– zapewnienie optymalnego miejsca do snu (zaciemnienie, odpowiednia temperatura, odpowiedni ubiór itd.)
– unikanie kofeiny i innych substancji pobudzających (dotyczy starszych dzieci czy mam karmiących piersią)
Często tylko zadbanie o powyższe elementy przynosi naprawdę zaskakująco dobre rezultaty: dzieci zasypiają szybciej i mniej się wybudzają w nocy.
Jeśli chodzi o bliskość i dostępność rodziców, to wielu dzieciom pozwala ona spokojnie zasnąć i przespać noc, jednak często problemy ze snem towarzyszą rodzinie POMIMO tego, że dziecko jest bujane, tulone czy karmione do snu a nawet pomimo tego, że śpi z rodzicami. Nierzadki jest długi i nieutulony płacz dziecka przy zasypianiu czy w nocy pomimo tego, że rodzice robią wszystko co w ich mocy, aby dziecko uspokoić. Dziecko sprawia wrażenie, jakby wręcz męczyło się nie mogąc zasnąć, pomimo tego że mama i tata usilnie starają się mu w tym pomóc. Wspólne spanie w łóżku, wygodne rozwiązanie dla jednych, czasem staje się wspólnym „niespaniem“ i udręką dla innych – pomimo bliskości rodziców (a może ze względu na nią), dziecko budzi się kilka lub nawet kilkanaście razy w nocy oczekując interakcji, zabawy lub karmienia, pomimo tego że fizjologicznie może być już gotowe do tego aby nie jeść całą noc. Tak więc dzielenie łóżka z dzieckiem oraz całonocna dostępność rodziców nie zawsze są remedium na problemy ze snem dziecka. Jedna z moich klientek, mama 12-miesięcznej, śpiącej w łóżku z rodzicami Klary tak opisuje ich noce: “Klara budziła sie kilka razy w ciągu nocy. Najczęściej budziła się po 20 i 40 min od zaśnięcia. Wówczas usypiała wzięta na rączki, przytulona. Śpiewałam jej też kołysanki i śpiącą odkładałam do łóżeczka. Potem budziła sie zazwyczaj ok. godziny 23.30/ 24.00. Budziła sie z płaczem i domagała sie cycusia. Nieraz bardzo trudno było położyć ją, wyjąć cycusia z buzi, choć ssała już ok 20/ 25 min i sprawiało mi to już ból (płakała, chwytała ponownie). Pod koniec nie jadła już, nie łykała, tylko ssała. Jak sie rozbudziła i rozpłakała porządnie po odłożeniu zdarzało jej sie nie móc ponownie zasnąć przez godzine, nawet dwie.”
11. Nauka samodzielnego zasypiania nie jest rozwiązaniem dla wszystkich rodziców i wszystkich dzieci.
Zgadzam się całkowicie.
Oczywiście nie mówimy o sytuacji, gdy ktoś z założenia i z jakiegokolwiek powodu uważa, że nauka samodzielnego zasypiania nie jest dobrym pomysłem dla niego i/lub jego dziecka. Mówimy o sytuacji, gdy faktycznie wszystkie inne możliwości zostały wyczerpane, rodzina ponosi negatywne konsekwencje braku snu i rodzice podejmują decyzję, że chcą spróbować nauki samodzielnego zasypiania jako “ostatniej deski ratunku”.
Przede wszystkim bezwzględnie nie podejmujemy regularnej nauki samodzielnego zasypiania z dziećmi poniżej 6 mż – ze względu na ich niedojrzałość neurologiczną, niedojrzały układ pokarmowy oraz całkowitą zależność w regulacji pobudzenia (napięcia) od opiekunów – oznacza to konieczność ingerencji (np. przez karmienie czy dotyk) we wszystkie sytuacje, gdy dziecko sygnalizuje dyskomfort np. płacząc lub krzycząc. W taki sposób buduje się przywiązanie do opiekunów (tzw. figur przywiązania) oraz podstawy do regulowania własnych stanów emocjonalnych. W drugim półroczu życia dziecka powstaje tzw. autonomiczne Ja i zdolność do samodzielnego regulowania stanów emocjonalnych. Dziecko stopniowo nabywa coraz większego doświadczenia w samodzielnym rozpoznawaniu swoich potrzeb i uczuć a także w radzeniu sobie z własnym napięciem, dzieje się tak w miarę, jak opiekun zaczyna rezygnować z dominującej roli w regulowaniu pobudzenia dziecka. (Czub s. 55) Większość niemowląt wykształca umiejętność samo-wyciszania się (z ang. self-soothing) i regulowania stanów behawioralnych w różnych sytuacjach ok. 6 mż (DeGangi, 2002).
Czasem rodzice po prostu, zwyczajnie, po ludzku, nie są w stanie zmierzyć się z dłuższym płaczem dziecka, nawet jeśli wiedzą, że będzie to tylko przez określony czas, nawet jeśli przy nim są i mają świadomość, że nie dzieje mu się krzywda. Niektóre dzieci płaczą w trakcie nauki pomimo bliskości rodziców i podejmowanych prób ukojenia. Szczególnie wtedy, gdy taki płacz przedłuża się a dziecko wcześniej nie płakało dużo przy zasypianiu, rodzice czują tak silny dyskomfort psychiczny, że wycofują się z prób samodzielnego zasypiania. W takiej sytuacji jest to dobra decyzja, ponieważ podstawową zasadą w trakcie nauki jest to, że rodzice muszą postępować w zgodzie ze sobą – w przeciwnym razie nie będą w stanie dać dziecku spokoju i wsparcia emocjonalnego, którego ono potrzebuje.
Są też dzieci, które pomimo determinacji rodziców nie poddają się tym metodom – jeśli płacz nie maleje w ciągu pierwszych kilku dni (a powinien), to trzeba jeszcze raz przyjrzeć się, czy na pewno uwzględnilismy wszystkie składowe higieny snu, może nie zadbaliśmy o jakiś istotny element? A może to nie jest właściwy moment, bo dziecko jest w np. w trakcie tzw. skoku rozwojowego bądź boleśnie ząbkuje i lepiej będzie spróbować za jakiś czas (np. miesiąc lub dwa) jeśli sytuacja się nie poprawi? A może nasze dziecko jest szczególnie wytrwałe w płaczu i zauważamy, że proces nauki zaczyna przypominać trochę rozgrywkę “kto kogo złamie pierwszy”? Nie powinno tak być. A może jednak to przyczyna jest gdzieś w nas, dziecko płacze, bo wyczuwa nasz stres i w tej sytuacji nie znajduje w nas wsparcia i spokoju, którego potrzebuje.
PODSUMOWANIE
Przeciwnicy nauki samodzielnego zasypiania zawsze byli i będą. Z różnych powodów. I mają do tego prawo. Jednak rodzice, którzy zdecydują się na taką naukę wybraną metodą, szczególnie nie opierającą się na „wypłakiwaniu“ bez pocieszania, mają też prawo wiedzieć, że sama w sobie nie zakłóci ona zdrowego i prawidłowego rozwoju psychicznego i emocjonalnego ich dziecka, nie zaburzy budowania tzw. bezpiecznej więzi przywiązania, na skutek okresowo bardziej intensywnego niż zwykle płaczu obszary w mózgach ich dzieci nie ulegną zniszczeniu – co potwierdzają dotychczas przeprowadzone badania. Mają prawo wiedzieć, że nie są złymi rodzicami i nie wyrządzają mu krzywdy, nie „tresują“ go, a uczą umiejętności, dzięki której będzie mogło zaznać regenerującego i niezbędnego dla prawidłowego rozwoju snu.
W swojej pracy nigdy nie namawiam rodziców na naukę samodzielnego zasypiania: mówię szczerze o tym, że jest to często trudny proces i nie dla każdego. Zawsze zadajemy sobie pytania: jak długo nie śpicie? Jak brak snu wpływa na waszą rodzinę? Czego już próbowaliście, aby ten sen poprawić? Ostateczna decyzja należy zawsze do rodziców, którzy kładą na jednej „szali“ wszystko to, co niesie ze sobą brak snu a na drugiej trudy związane z wprowadzaniem nowych nawyków. Są tacy, którzy się z różnych powodów wycofują i są tacy, którzy chcą działać. Głęboko wierzę, że rodzice, którzy wychowują swoje dziecko mądrze, w miłości i trosce podejmą słuszną decyzję.
No dobrze, a co z tym mrocznym jeźdźcem Mordoru? Nie czuję się nim, zdecydowanie bardziej widzę się w roli Gandalfa, który pomaga małym Hobbitom w ucieczce przed prawdziwymi, złowrogimi i niebezpiecznymi Nazgulami – brakiem snu.
Bibliografia:
Burnham, M. M., B. L. Goodlin-Jones, E. E. Gaylor and T. F. Anders (2002). Nighttime sleep-wake patterns and self-soothing from birth to one year of age: a longitudinal intervention study. J Child Psychol Psychiatry 43(6): 713-725.
Callahan, A. Helping Babies Cope With Stress and Learn to Sleep (2012). Pobrano 30 grudnia 2016 z www.scienceofmom.com
Czub, M. (2015) Wiek niemowlęcy. Jak rozpoznać potencjał dziecka? W: A.I. Brzezińska (red.), Psychologiczne portrety człowieka. Praktyczna psychologia rozwojowa. Gdańsk: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne.
DeGangi, G. A. Pediatric disorders of regulation in affect and behavior: A therapist’s guide to assessment and treatment. Academic Press (2002)
France, K.G., Blampied, N.M., & Henderson, M.T. (2003). Infant sleep disturbance. Current Paediatrics, 13, 241–246.
Gradisar, M., Jackson, K., Spurrier, N. J., Gibson, J., Whitham, J., Williams, A. S., … & Kennaway, D. J. (2016). Behavioral interventions for infant sleep problems: a randomized controlled trial. Pediatrics, e20151486.
Kaczor M. & Szczęsna M. (2016) Zaburzenia snu u dzieci. Warszawa: Medical Tribune Polska.
Kataria S, Swanson MS, Trevathon GE. Persistence of sleep disturbances in preschool children. Behav Pediatr, 1987;110:642-6.
Mindell JA, Kuhn B, Lewin DS et al. Behavioral treatment of bedtime problems and night wakings in infants and young children. SLEEP 2006;29(10):1263-1276.
Orzeł-Gryglewska, J. (2010). Consequences of sleep deprivation. International journal of occupational medicine and environmental health, 23(1), 95-114.
Price, A. M., Wake, M., Ukoumunne, O. C., & Hiscock, H. (2012). Five-year follow-up of harms and benefits of behavioral infant sleep intervention: randomized trial. Pediatrics, 130(4), 643-651.
Sadeh A., Tikotzky L., Scher A. (2009). Parenting and infant sleep. Sleep Medicine Reviews xxx (2009) 1–8
Urban, M. Zaburzenia snu u dzieci i młodzieży. Postępy Psychiatrii i Neurologii 2007, 16 (3): 257262